Prawda sformatowana do małego formatu - Fototekst
Tomasz Stempowski | On 08, lt. 2013
W „Dużym Formacie” (nr 6 z 7 lutego 2013 r.), dodatku do „Gazety Wyborczej”, ukazał się reportaż Adama Szarego Dlaczego mi smutno, ekscelencjo, czyli pięć powodów, żeby zrzucić sutannę , i jeden, żeby tego nie robić. Treści łatwo domyślić się bez czytania. Ton artykułu dobrze oddaje fragment: „Księża nienawidzą się także między sobą. W »przeksiężonej« archidiecezji tarnowskiej wielka radość, gdy któryś umrze, bo zwalnia się wtedy probostwo. Świętujmy bracia! Proboszcz Kowalski wyleciał, chlał i się prawie zachlał, dzięki czemu o jedno miejsce przesunęła się kolejka do probostwa”. Opisane wydarzenia i wypowiedzi księży są dość szokujące. Niestety, jak na końcu napisał autor: „Imiona księży na ich prośbę zostały zmienione”, więc nie ma szans, żeby ich zapytać, czy zostali wiernie zacytowani.
Artykuł zajmuje dwie strony. Otwiera go duża, zajmująca trzy kolumny, fotografia. Mogłoby się wydawać, że skoro to reportaż, to pokazuje ona któregoś z bohaterów tekstu, ale tak naprawdę ma niewiele wspólnego z rzeczywistością. Zdjęcie zostało zakupione z agencji Getty Images. Jego autorem jest zamieszkały w Londynie Chris Schmidt, specjalizujący się w fotografowaniu ludzi i stylu życia. W tego typu zdjęciach nie chodzi o wierne oddanie rzeczywistości czy reporterskie uchwycenie wydarzeń, ale o stworzenie atrakcyjnych wizualnie obrazów na potrzeby reklamy i mediów wizualnych.
To samo dotyczy zdjęcia opublikowanego w „Dużym Formacie”. Znajduje się ono w ofercie agencji Getty Images oraz iStockphoto. W iStockphoto fotografia umieszczona została w galerii zatytułowanej „Missionary” (Misjonarz), składającej się z 19 obrazów. Większość z nich pokazuje duchownych w sytuacjach, które można uznać za kompromitujące. Podkreślają to tytuły, takie jak: „Improwizacja. Pijany ksiądz miesza swoją whisky przy użyciu krucyfiksu” (Improvisation. An inebriated priest mixing his whisky using his crucifix as a stirrer), „Utracona religia. Pijany ksiądz odzyskuje kontrolę na tyle, żeby znaleźć swoją whisky” (Wasted religion. A drunk priest regains just enough composure to find his whisky), „Nocna msza. Kapłan zastanawia się przed swoim ołtarzem, mając za towarzystwo papierosa i whisky” (Midnight mass. A priest muses in front of his altar with a cigarette and a whisky for company). Fotografia wydrukowana w „Wysokich Obcasach” zatytułowana jest : „Zbawienie. Prawomyślny ksiądz próbuje wyzwolić swojego pijanego kolegę od zła, jakim jest picie, pozbawiając go jego whisky” (Salvation. A well-meaning priest attempts to liberate his inebriated colleague from the evils of drink by relieving him of his whisky).
W Gettys Images, skąd kupił je „Duży Format”, zdjęcie zatytułowane jest po prostu „Zbawienie”, ale za to towarzyszy mu ciekawy zestaw słów kluczowych:
ludzie, swobodny, szok, gniew, walka, kwadrat, od pasa w górę, wnętrze, wiktoriański, 45-49 lat, okulary, zmartwiony, przerażony, kaukaski wygląd, kapłan, wikariusz, kłótnia, sięganie, palenie, dzień, nadużywanie alkoholu, religia, chrześcijaństwo, odświeżenie, sprzeciw, styl edwardiański, dorosły, dojrzały dorosły, ołtarz, Biblia, obraz kolorowy, whisky, habit, pijany, misjonarz, dwóch ludzi, tylko dojrzali mężczyźni, tylko mężczyźni, fotografia, katolicyzm, taktyka szoku, styl retro, kaznodzieja, tylko dorośli, metodysta, jezuita.
[People, Casual, Shock, Anger, Struggle, Square, Waist Up, Indoors, Victorian, 45-49 Years, Spectacles, Worried, Terrified, Caucasian Appearance, Priest, Vicar, Arguing, Reaching, Smoking, Day, Alcohol Abuse, Religion, Christianity, Refreshment, Rebellion, Edwardian Style, Adult, Mature Adult, Altar, Bible, Colour Image, Whisky, Habit, Drunk, Missionary, Two People, Only Mature Men, Only Men, Photography, Catholicism, Shock Tactics, Retro Styled, Preacher, Adults Only, Methodist, Jesuit].
Słowa te określają pole semantyczne, w jakim sprzedający umieścił zdjęcie i tym samym przypisał mu pewne znaczenia. Wyszukiwanie właściwego zdjęcia spośród milionów obrazów znajdujących się w zasobach agencji fotograficznych opiera się przede wszystkim na słowach kluczowych. Najpierw klient musi sprecyzować tematykę, która go interesuje, określić ją za pomocą dostępnych tagów, a następnie przy ich pomocy wyszukać odpowiednie fotografie. Dopiero w rezultacie tych działań uzyskuje się zestaw fotografii, które przeglądamy. W tym przypadku słowo ma pierwszeństwo przed obrazem, który jest jakby doklejony do terminów wyszukiwawczych. Można powiedzieć, że wyselekcjonowany na końcu tego procesu obraz został dobrany pod z góry sformułowaną tezę.
Oczywiście żadna z fotografii z serii „Missionary” nie ma charakteru dokumentu i nie pokazuje prawdziwych wydarzeń. Wszystkie zostały zainscenizowane przy udziale wynajętych modeli. Zdjęcia te nie pokazują świata, lecz tworzą rzeczywistość wirtualną. Nie znaczy to, że podobne sceny nie mogły się zdarzyć, jednak te konkretne są kreacją.
Fotografia zamieszczona w „Dużym Formacie” jest więc manipulacją, i to na dwóch poziomach. Po pierwsze sfotografowana scena została odegrana na potrzeby sesji fotograficznej przez wynajętych modeli. Po drugie wykreowana na nich „rzeczywistość” odnosi się nie do realiów polskich, lecz anglosaskich. Dlaczego ją więc zamieszczono? Powodów było zapewne kilka. Po pierwsze obraz fotograficzny ciągle ma moc poświadczania rzeczywistości. Większość ludzi wręcz podświadomie uznaje, że jeśli coś zostało sfotografowane i można to zobaczyć, to tak było. Zatem fotografia do pewnego stopnia uwiarygadnia tekst. Po drugie w pismach ilustrowanych zdjęcia są niezbędne, żeby uatrakcyjnić przekaz. Po prostu muszą być. Więc jeśli nie ma takich, które pokazują opisywaną sprawę, trzeba znaleźć inne.
Praktyki tego typu są we współczesnych mediach właściwie powszechne. „Duży Format” nie jest wyjątkiem. O ile jednak można je tolerować w tzw. prasie kolorowej, tygodnikach o modzie, zdrowiu itp., to w prasie informacyjnej lub poruszającej tematykę społeczną, polityczną czy historyczną są nadużyciem, jeśli nie oszustwem. Czytelnicy najczęściej takich manipulacji sobie nie uświadamiają. Najczęściej w ogóle się nad tym nie zastanawiają. Albo zakładają, że skoro zdjęcie jest zamieszczone przy tekście, to pokazuje opisywane wypadki, albo przeciwnie: uważają, że fotografia to tylko dodatek mający poprawić wygląd strony, coś jakby ornament, i ma być po prosu atrakcyjna.
Taki obojętny stosunek do zdjęć ilustracyjnych jest powszechnie wykorzystywany przez redakcje. Jeśli na przykład gazeta opisuje spotkanie dwóch znanych osób, które miało miejsce w określonym miejscu i czasie, a nie ma zdjęcia, które je przedstawia, to zwykle użyje fotografii zrobionej w innym czasie, byle pokazywała ona tych samych ludzi. Jeśli zdjęcie jest odpowiednio skadrowane, to taka podmiana niemal na pewno nie zostanie przez nikogo zauważona. Choć czasami można ją wykryć. Współczesne zdjęcia cyfrowe mają automatycznie zapisywane dane techniczne oraz kiedy i czasami gdzie zostały zrobione. Jeśli zdjęcie zostanie umieszczone w wersji internetowej pisma, to gdy je ściągniemy i otworzymy metadane, możemy sprawdzić, czy zgadzają się one z informacjami podanymi w tekście. Oczywiście te metadane można wykasować albo zmienić, ale czasami po prostu się o nich zapomina.
Jeden taki przypadek opisał Kazimierz Szmidt z Naczelnej Dyrekcji Archiwów Państwowych na konferencji naukowej „Fotografia w nowoczesnym archiwum”, zorganizowanej w Warszawie przez IPN 27 października 2008 r. z okazji Światowego Dnia Dziedzictwa Audiowizualnego. W referacie Standardy tak, ale jakie i czy za wszelką cenę? opowiedział o zdjęciu, które ściągnął ze strony „Gazety Wyborczej” dzień przed konferencją. Było ono ilustracją tekstu, którego tytuł brzmiał Czy znowu prezydent z premierem będą się szarpać o krzesło w Brukseli. Obraz przedstawiał obu panów, ale nie sugerował jakiejś gwałtownej niechęci. Po otwarciu metadanych IPTC okazało się, że fotografia została zrobiona 5 grudnia 2007 r. Redaktorzy chcieli mieć jakiś obrazek przy tekście i dobrali taki, który pokazywał obu polityków, choć zrobiony był w innym czasie i innych okolicznościach.
Ważną kwestią, którą trzeba poruszyć, są standardy etyczne obowiązujące w mediach. Otóż w Polsce są one chyba niższe niż w krajach zachodnich. Oczywiście tam też co jakiś czas wybucha skandal związany z publikacją zmanipulowanych zdjęć, z reguły jednak winni ponoszą tego konsekwencje. Dona Schwartz w tekście Objective Representation: Photographs as Facts zamieszczonym w tomie Picturing the Past. Media, History and Photography opisała przypadek uznanej fotografki gazety „Minneapolis Star Tribune”. Na pierwszej stronie numeru z 31 grudnia 1996 r. opublikowane zostało zdjęcie pokazujące pokrytą śniegiem rzekę St. Croix River i most łączący Wisconsin z Minnesotą. Fotografia ilustrowała tekst o tym, że Departament Spraw Wewnętrznych zawetował propozycję budowy nowego mostu. Gdy okazało się, że fotografka usunęła cyfrowo z obrazu linie wysokiego napięcia, została ukarana dwudniowym zawieszeniem bez wynagrodzenia. Wydawca oświadczył, że pogwałciła ona obowiązujące w gazecie zasady, które zakładają, że nie manipuluje się fotografiami i publikuje to, co rzeczywiście widziała kamera. W Polsce przymyka się oko na takie nadużycia.
Pojedyncze przypadki publikowania zdjęć w kontekście innym niż rzeczywisty nie wydają się szczególnie szokujące. Fotografie zamieszczane w pismach kolorowych o modzie i stylu życia przyjmowane są po prostu jako ilustracje i nie wymaga się od nich wiernego odwzorowywania prawdy. Ten rodzaj manipulacji został w pewien sposób zaakceptowany przez czytelników. Jednak warto sobie uświadomić, że zjawisko to przez swoją powszechność wytwarza fałszywe wyobrażenia o rzeczywistości: kreuje wirtualny świat, niemający tak naprawdę desygnatu. Dlatego nie powinniśmy przymykać na to oczu, bo gdy je ponownie otworzymy, możemy stracić orientację.
autor: Tomasz Stempowski
Dodaj komentarz