Zdjęcie cudu czy cudowne zdjęcie? - Fototekst
Tomasz Stempowski | On 12, lt. 2013
Fotografia została opublikowana po raz pierwszy w 2005 r., jednak powstała ćwierć wieku wcześniej. Adam Bujak zrobił ją 6 stycznia 1979 r. w Rzymie w czasie spotkania Jana Pawła II z Polakami. Przez cały ten czas leżała w archiwum autora. Dopiero pomysł wydania albumu „Opłatek ze świętym” skłonił fotografa do przekazania jej wraz z innymi niepublikowanymi wcześniej negatywami i diapozytywami do wydawnictwa Biały Kruk, gdzie Leszek Sosnowski miał przejrzeć wszystkie ujęcia i wybrać najlepsze do publikacji.
Adam Bujak nie wiedział, że zdjęcie jest w jakiś sposób szczególne, że podobnego nie ma w całej jego obfitej twórczości fotograficznej. Dopiero Leszek Sosnowski powiedział mu: „Słuchaj, sfotografowałeś aureolę wokół Ojca Świętego”.
Pierwszą reakcją i wydawcy, i fotografa było niedowierzanie. Sosnowski początkowo sądził, że obraz jest po prostu nieostry, Bujak przypuszczał, że żartuje lub ma przywidzenia. Prawdopodobnie obaj obawiali się posądzenia o jakąś manipulację lub bezkrytycyzm. Zapewne dlatego oprócz wykadrowanego obrazu na okładce albumu wewnątrz zreprodukowano, jak głosi podpis, wierną kopię diapozytywu, bez żadnych manipulacji komputerowych. Współcześnie możliwości ingerencji w obraz fotograficzny są niemal nieograniczone. Zmiany nie muszą być wynikiem świadomych działań autora. Mogą nastąpić w różnych fazach procesu robienia zdjęcia w wyniku czynników optycznych lub w trakcie obróbki chemicznej. Słowem da się znaleźć wiele racjonalnych wytłumaczeń obecności poświaty wokół sylwetki papieża. Bujak i Sosnowski nie potrafili jednak wskazać konkretnej przyczyny jej obecności:
„Oglądaliśmy slajd bardzo wnikliwie i nie znajdowaliśmy wytłumaczenia tego zjawiska. Na pewno nie widziałem aureoli czy poświaty wtedy, gdy fotografowałem – coś takiego na pewno bym pamiętał. Nie ma też mowy o poruszeniu zdjęcia czy postaci ani o podświetleniu z tyłu. Opracowywaliśmy wiele tysięcy fotografii i naprawdę sporo na ten temat wiemy – tego zjawiska nie jesteśmy jednak w stanie wytłumaczyć.
Nie twierdzę, że mamy tu na pewno do czynienia z cudem, choć tak czuję. Nie mnie to zresztą kwalifikować. Ale samo zjawisko na pewno jest cudowne. Tłumaczenia techniczne nie zmienią mojej opinii, że tak czy owak mamy do czynienia ze Świętym. Jest to zdanie nasze – wszystkich w wydawnictwie – i milionów ludzi na całym świecie”.
Słowa fotografa świadczą, że efekt poświaty nie był zamierzony. Zrobił on zwykłe zdjęcie, które po latach okazało się w pewien sposób niezwykłe. Leszek Sosnowski zwrócił uwagę na moment odnalezienia zdjęcia:
„Wydaliśmy w Białym Kruku prawie 60 różnych albumów poświęconych Janowi Pawłowi II, przeglądaliśmy wiele tysięcy fotografii, ale na tę wpadliśmy właśnie teraz. Czy owo »teraz« to przypadek? Przyznam, ze osobiście w tego rodzaju przypadki nie wierzę. Wierzę natomiast w działania Opatrzności. Jeżeli nawet znajdzie się w końcu jakieś wytłumaczenie techniczne dla aureoli wokół Ojca Świętego, to na pewno nie wyjaśni ono owego »teraz«. Teraz, a więc w okresie coraz bardziej gorączkowego oczekiwania na oficjalne wyniesienie Jana Pawła II na ołtarze”.
Z pewnością chwila, o której mówi Sosnowski, miała wpływ na odbiór fotografii. Przeglądając zdjęcia na potrzeby przygotowywanej publikacji, szukał w nich potwierdzenia nadziei własnych i wielu Polaków na szybką beatyfikację papieża. Take nastawienie w jakiś sposób tłumaczy, dlaczego wtedy odnalazł to szczególne zdjęcie.
Nie wszyscy jednak podzielali nastawienie wydawcy albumu. Bartłomiej Kuraś opublikował 13 grudnia 2005 r. w gazecie „Nowy Dzień” artykuł „»Cudowne« zdjęcie JPII to fotograficzny trik”, w którym oskarżył Sosnowskiego i Bujaka o manipulację motywowaną chęcią promowania książki. Mieli oni wykorzystać do tego celu nawet byłego osobistego sekretarza Jana Pawła II abp. Stanisława Dziwisza. Po spotkaniu z duchownym
9 grudnia napisali na stronie internetowej: „Arcybiskup przyjął diapozytyw z wdzięcznością, z uwagą wysłuchał opowieści o okolicznościach jego powstania i orzekł, że fotografia zostanie włączona do dokumentów w procesie beatyfikacyjnym Jana Pawła II”. Kuraś uznał to za świadome nadużycie, bowiem fotografii nie można użyć jako dowodu świętości papieża.
Dla wzmocnienia swoich wywodów dziennikarz poprosił o opinię na temat technicznych przyczyn powstania poświaty znanego fotografa Tomasza Tomaszewskiego, który stwierdził:
„To klasyczny efekt użycia ostrego światła lampy błyskowej na wprost postaci. Odbija się ono od bieli stroju Jana Pawła II, który wtedy szedł, i stąd ta otoczka. Niestety, aureola wokół Ojca Świętego – osoby, którą uwielbiam – nie jest dowodem jego świętości. Nie trzeba takich dowodów, by wiedzieć, że Jan Paweł II był wspaniałym człowiekiem, był po prostu święty”.
Poświata jest zatem zjawiskiem naturalnym, które powstaje w określonych warunkach i jeśli się one powtórzą, także ona pojawi się ponownie. Płynie stąd wniosek, że można znaleźć sposób na uzyskanie takiego efektu i Kuraś podaje go na końcu tekstu:
„Trzeba ustawić czas naświetlania w aparacie na możliwie długi (1/15 sekundy i dłuższy) oraz błysnąć lampą błyskową na fotografowaną osobę. Najlepiej, jeśli ta osoba się porusza. Im szybciej to robi i im dłuższy ustawimy czas naświetlania, tym bardziej wyraźny będzie efekt aureoli”.
Autor artykułu sprowadził przypadek publikacji zdjęcia do zabiegu marketingowego i przypisał autorowi i wydawcy nieczyste intencje. Właściwie o to samo można by oskarżyć jego. Przecież w cytowanym powyżej tekście Bujaka znalazły się słowa: „Nie twierdzę, że mamy tu na pewno do czynienia z cudem, choć tak czuję”. Fotograf jasno stwierdził, że to jego odczucie. Taka interpretacja jest kwestią wiary, która nie wyklucza racjonalnych wyjaśnień. Dla dziennikarza „Nowego Dnia” natomiast cudowne może być tylko to, co całkowicie niewyjaśnialne.
W pierwszym albumie, w którym opublikowano fotografię, da się zauważyć pewną ostrożność w stwierdzeniach o jej cudownym charakterze. Na okładce zamieszczono zdanie opatrzone znakiem zapytania: „Zdjęcie cudu czy cudowne zdjęcie?”, a wstęp Adama Bujaka nosi tytuł: „Poświata”. W albumie „Święta ze świętym”, opublikowanym w 2011 r., na okładce powtórzono to samo zdanie, ale Adam Bujak swój tekst zatytułował „Aureola świętego”. Zamiana słów inaczej rozkłada akcenty. Krótki komentarz na temat dyskusji, jaką wywołała publikacja zdjęcia w 2005 r., zamieścił też Leszek Sosnowski. W tekście „Cudowne zdjęcie jako znak” stwierdził, że do wydawnictwa napłynęło wiele komentarzy. Wiele z nich było sceptycznych. Najczęstszymi zarzutami były twierdzenia, że zdjęcie jest poruszone lub że poświata to efekt użycia lampy błyskowej. Sosnowski odpiera oba. Jak pisze, gdyby obraz był poruszony, to poruszone byłyby wszystkie jego elementy, w wyniku czego byłby nieostry. Natomiast w przypadku użycia flesza cienie wyglądają zupełnie inaczej: mają tylko jeden kierunek i nie przypominają aureoli. Na poparcie swego twierdzenia na sąsiedniej stronie opublikował zdjęcie papieża zrobione z użyciem lampy błyskowej. Podsumowując te kontrowersje, wydawca albumu zacytował jednego z internautów, który widział w tym zdjęciu „nadzwyczajność, choć niekoniecznie nadnaturalność zjawiska”. Krytyka nie wpłynęła na zmianę przekonań Bujaka i Sosnowskiego, lecz przyczyniła się do ich bardziej jednoznacznego wyartykułowania.
Rozstrzygnięcie sporu, czy to cudowne zdjęcie, czy optyczne zniekształcenia, nie jest chyba możliwe. Każdy musi sam zdecydować, co widzi. To kwestia wiary. Nie tylko tych, którzy widzą na obrazie cudowne zjawisko, ale także tych, dla których to jedynie trik. Oni po prostu wierzą, że nie wierzą.
Przypadek zdjęcia Adama Bujaka prowokuje do zadania pytania, co jest możliwe do uchwycenia obiektywem aparatu fotograficznego. Właściwie od momentu wynalezienia fotografii wierzono, że dzięki niej uda się zobaczyć więcej, niż pozwala na to nieuzbrojone ludzkie oko. Na zdjęciach można było uchwycić ulotną chwilę z detalami , których normalnie nie dostrzegamy. Tak jak w „Powiększeniu” Antonioniego, którego bohater dopiero na fotograficznej odbitce dostrzega najbardziej dramatyczne wydarzenia rozgrywające się przed obiektywem jego aparatu. Albo jak zdjęcia Eadwearda Muybridge’a, które dowiodły, że galopujący koń odrywa od ziemi wszystkie kopyta. Aparat stał się kolejnym środkiem badania natury, jeszcze jednym przyrządem naukowym. I w tej roli niewątpliwie się sprawdził.
Jednak wiązano z nim także nadzieje wykraczające poza fizykalną rzeczywistość. Niektórzy sądzili, że na płycie czy kliszy fotograficznej uda się zarejestrować świat metafizyczny: duchy, dusze, aury, ektoplazmę. Są nawet tacy, którzy wierzą, że można sfotografować przeszłość. I nie chodzi o banalne stwierdzenie, że chwila zapisana na kliszy fotograficznej już minęła, ale o zdjęcia przedstawiające, powiedzmy, mongolskich jeźdźców z XIII wieku. Henryk Siłanow, mieszkający w obwodzie woroneskim, jest przekonany, że w polu elektromagnetycznym Ziemi zostały zapisane informacje w postaci energii. W niewidzialnym dla człowieka ultrafiolecie rejestrowane jest wszystko, co się dzieje. Dzięki specjalnie skonstruowanemu aparatowi może on, jak wierzy, robić zdjęcia wydarzeniom z przeszłości. Ponoć najstarsza uchwycona przez niego scena przedstawia dno morza sprzed 50 milionów lat.
Historia ludzkich starań o uchwycenie nieuchwytnego prowadzi do paradoksalnego wniosku: na fotografiach można zobaczyć więcej, niż potrafią one zarejestrować.
autor: Tomasz Stempowski
Dodaj komentarz