Image Image Image Image Image Image Image Image Image Image
Przewiń do góry

Góra

Brak komentarzy

Jak fotografować? we Wrocławiu - Fototekst

Jak fotografować? we Wrocławiu

Tomasz Stempowski | On 15, grudzień 2014

 

Fotografia ma pewną szczególną cechę: niemal każde twierdzenie na jej temat można odwrócić i wciąż będzie ono prawdziwe. Dotyczy to z pewnością fotografii rozumianej ogólnie, jako medium, ale niejednokrotnie także pojedynczych zdjęć. Rację ma John Tagg, twierdząc, że nie ma jednej cechy fotografii ani sposobu jej praktykowania, która określałaby jej istotę. Ta labilność medium często jest przyczyną pewnego zakłopotania i niepewności w obcowaniu z nim. Znaczenie obrazu jakby unosiło się na morzu możliwych interpretacji; aby je ustabilizować, trzeba je zakotwiczyć: przyczepić do rzeczywistości.

Zdjęcia zebrane na wystawie „Jak fotografować? Wystawa zdjęć z archiwum IPN”, prezentowanej w galerii Miejsce przy Miejscu we Wrocławiu, cechują się szczególnym natężeniem niejednoznaczności. I to w różnych zakresach, od aspektów technicznych do etycznych. Sposób ekspozycji jeszcze potęguje to wrażenie.

Fotografie zostały wyrwane z ich pierwotnego środowiska i umieszczone w obrębie galerii sztuki. Już sam ten fakt oraz takie decyzje kuratora jak wybór konkretnych ujęć, formatu reprodukcji i ich rozmieszczenia na ścianach wpływają na odbiór. Taka zmiana kontekstu sprawia, że fotografie stają się obiektem refleksji. Środowisko, które jest dla nich niejako naturalne, a przynajmniej za takie zazwyczaj uznawane, czyli archiwum i instytucje nauki, usypia naszą czujność i przytępia uwagę. Zwrot „odłożyć coś do archiwum” znaczy przecież tyle, co przestać się czymś zajmować, a w formie „złożyć do archiwum” przywodzi na myśl frazę „złożyć do grobu”. Dlatego każda wystawa jest jakby wskrzeszaniem zdjęć. Pojawiają się przed nami na nowo i na nowo muszą zostać ocenione.

Twórcy wystawy, kurator Łukasz Rusznica oraz Beata Bartecka i Hubert Kielan, wciągają widza w przemyślną pułapkę. Wchodząc do galerii, trafia on od razu do głównego pomieszczenia wystawowego, gdzie na jasnych ścianach na typowej ekspozycyjnej wysokości zostały powieszone odbitki zdjęć oprawione w passe-partout i cienkie eleganckie ramki. Ma się wrażenie, że trafiło się na raczej typową ekspozycję fotografii.

 

dok12

 

Obrazom nie towarzyszą żadne napisy. Widz obcuje z nimi, nie wiedząc, co w rzeczywistości przedstawiają. W ten sposób na pierwszy plan wysuwają się walory estetyczne. Jednak krótki tekst umieszczony na ścianie pod tytułem wystawy sygnalizuje wyraźnie, że ich prawdziwego znaczenia trzeba szukać gdzie indziej. Na podstawie tworzących się w galerii wzajemnych odniesień obrazów i skojarzeń z takimi gatunkami fotograficznymi, jak portret, pejzaż, fotografia uliczna i reporterska, trzeba stworzyć własne hipotezy na temat zdjęć.

obrW rzeczywistości oglądamy fotografie operacyjne Służby Bezpieczeństwa. Przede wszystkim wykonane tajnie z tzw. ruchomych punktów zakrytych i modeli fotograficznych oraz zdjęcia szkoleniowe i dokumentacyjne. Charakteryzują się one typowymi rodzajami przedstawień i odrębnymi cechami formalnymi. Na przykład zdjęcia wykonane z modeli fotograficznych to fotografie wykonane za pomocą aparatów zamaskowanych i ukrytych w różnych przedmiotach, np.: teczkach, torebkach, paskach, płaszczach itp. Ponieważ obiektywy aparatów przesłonięte były guzikami, sprzączkami i podobnymi elementami, na obrzeżach odbitki fotograficznej pojawia się często charakterystyczna czarna winieta. Z kolei na fotografiach wykonanych z ruchomych punktów zakrytych, czyli samochodów, mogą być widoczne fragmenty karoserii.

big_aJednak nie wszystkie zdjęcia na wystawie zostały zrobione przez funkcjonariuszy SB. Dwie fotografie pokazano bez ram i pase-partout. To małe odbitki przyklejone do ściany plastrami. Można powiedzieć: typowe prywatne zdjęcia pamiątkowe. Do archiwum Służby Bezpieczeństwa trafiły, bo zostały zarekwirowane, czy może lepiej powiedzieć: po prostu skradzione, właścicielom.

Jest jeszcze jedno zdjęcie, które wyraźnie różni się od pozostałych. Nie zobaczymy go w głównej sali. Trzeba wejść do małego pomieszczenia przesłoniętego kotarą. Tam dużo niżej niż pozostałe odbitki zawieszona jest fotografia oprawiona w grube ozdobne ramki. Żeby się jej przyjrzeć, trzeba usiąść. Zdjęcie pokazuje czterech nagich mężczyzn i ich oprawców z bronią tuż przed egzekucją. Ta fotografia to kolejny znak, że w ekspozycji nie chodzi o ładne obrazy. Jest jak uderzenie, po którym trzeba na nowo zastanowić się nad kadrami widzianymi przed chwilą.

Okoliczności wykonania tej fotografii nie są do końca wyjaśnione. Według ustaleń Janiny Struk, która właśnie tym obrazem rozpoczęła swoją książkę Holokaust w fotografiach. Interpretacje dowodów, uwieczniono na niej chwilę poprzedzającą rozstrzelanie Żydów 11 maja 1943 roku w Śniatyniu. Taką lokalizację i datę podaje podpis pod egzemplarzem przechowywanym w archiwum Instytutu Polskiego i Muzeum Sikorskiego w Londynie. Zdjęcie to znajduje się jednak w zbiorach wielu instytucji, zwykle bez opisu, a obraz jest tak skadrowany, że nie widać na nim mężczyzny przy prawej krawędzi lub widać go tylko częściowo. Wersja znajdująca się w Instytucie Polskim jest pod tym względem najpełniejsza. Podczas wojny rząd polski na w Londynie gromadził materiały, w tym fotografie, dokumentujące niemieckie zbrodnie. Odbitki były zdobywane przez siatkę Polskiego Państwa Podziemnego i przemycane za granicę. Po wojnie materiały te trafiły właśnie do Instytutu Polskiego lub Studium Polski Podziemnej.

Fotografia egzekucji jest wyjątkowa także z innego powodu. Większość pozostałych zdjęć prezentowanych na wystawie została wykonana przez funkcjonariuszy systemu w imieniu systemu i na jego polecenie, w tajemnicy przed fotografowanymi ludźmi i postronnymi widzami. Tu jest inaczej. Fotograf nie ukrywał się ani przed ofiarami, ani świadkami. Ofiary miały za chwilę zginąć, a świadkowie byli w rzeczywistości współsprawcami. Paradoks polega na tym, że tajemnicę trzeba było zachować wobec instytucji, która zleciła mord – państwa niemieckiego, w którego imieniu popełniano te zbrodnie.

Fotografowanie egzekucji było bardzo rozpowszechnione wśród żołnierzy niemieckich. Dowództwo Wehrmachtu niepokoiło się tym zjawiskiem, uważając, że zagraża ono dyscyplinie w armii. Co więcej, zdjęcia przesyłane w listach do rodzin podważały morale na tyłach oraz mogły stać się pożywką dla propagandy wroga. Dlatego w sierpniu 1941 roku dowódca 6. Armii feldmarszałek Walter von Reichenau wydał rozkaz zabraniający robienia takich zdjęć. W listopadzie tego samego roku i w kwietniu 1942 roku szef Głównego Urzędu Bezpieczeństwa Rzeszy Reinhard Heydrich wydał podobne zakazy. Znane są przypadki żołnierzy, którzy za to wykroczenie trafili na kilka lat do więzienia. Jednak mimo to zakazy nie były przestrzegane. Trzeba było je ponawiać, a wojnę przetrwały tysiące ujęć pokazujących mordowanie ludności cywilnej.

Zdjęcie egzekucji bardziej od innych prowokuje do zadawania pytań. Kiedy i gdzie je zrobiono, kogo przedstawia, kim są ofiary i kaci? Wprawdzie ta fotografia, tak jak pozostałe, nie została podpisana, ale twórcy wystawy nie zostawili widzów całkiem bez pomocy. Zwiedzający otrzymują ulotkę z wprowadzeniem autorstwa Anny Mituś oraz miniaturami fotografii opatrzonymi podpisami. Te krótkie teksty nie zostały jednak przygotowane z myślą o wystawie. Napisali je archiwiści Instytutu Pamięci Narodowej na potrzeby komputerowego programu do archiwizacji zdjęć. Twórcy wystawy zacytowali je w oryginalnej formie. Fakt, że nie poddali ich żadnej redakcji, jest znaczącym gestem.

Gdy w publikacjach i na panelach wystawowych zdjęciom historycznym towarzyszą podpisy, wydaje się to całkiem naturalne i nie wymaga szczególnego uzasadnienia. Przywilej obywania się bez słów przysługuje raczej fotografiom aspirującym do miana sztuki. Fotografie dokumentalne są niemal zawsze eksponowane wraz z opisem wyjaśniającym, co pokazują, i narzucającym określoną interpretację. Widzowie wystawy „Jak fotografować?” otrzymują takie teksty z opóźnieniem. Już po tym, gdy uporali się z obrazami. W pewnym sensie przedmiotem ekspozycji są zarówno obrazy, jak i słowa. To każe zastanowić się także nad tymi ostatnimi.

WP_20141211_023a

Struktura i treść podpisów wykorzystanych w ulotce do wystawy są uwarunkowane budową programu komputerowego wykorzystywanego w Instytucie Pamięci Narodowej oraz przyjętymi w nim zasadami opracowywania zdjęć. Trzeba pamiętać, że teksty te nie są przeznaczone do publikacji, mają być jedynie pomocą w przeprowadzaniu kwerend archiwalnych. Z założenia więc dostępne są w określonym instytucjonalnym kontekście. To, że na wystawie zostały przytoczone bez przeróbek i uzupełnień, ma ciekawe konsekwencje. Nie są to już tylko objaśnienia obrazów, ale pełnoprawne obiekty ekspozycyjne. Oglądając w galerii zdjęcia pokazujące przeszłość i czytając teksty prezentujące ich współczesny opis, obcujemy nie tylko z historią, a może nawet nie przede wszystkim z nią. Spotykamy się – że tak się wyrażę – z teraźniejszością tej przeszłości – z tym, jak ona funkcjonuje dzisiaj i jak jest konstruowana.

Fotografie wykonane przez tajną policję nie po raz pierwszy prezentowane są na wystawie. Nie zaskakuje ich wykorzystanie w ekspozycjach edukacyjnych, takich jak wystawa Oczy i uszy bezpieki przygotowana w 2009 roku przez Oddziałowe Biuro Edukacji Publicznej IPN w Katowicach, o której charakterze wiele mówi rozbudowany podtytuł: Metody inwigilacji społeczeństwa przez Służbę Bezpieczeństwa za pomocą środków technicznych: tajnej obserwacji, dokumentacji fotograficznej, perlustracji korespondencji i podsłuchów w latach 1956-1989. Obrazom towarzyszyły tam starannie przygotowane obszerne objaśnienia. Właściwie takie użycie zdjęć zrobionych potajemnie przez bezpiekę nie budzi większych kontrowersji. Jest usankcjonowane przez edukacyjny cel, naukowy kontekst i umocowanie instytucjonalne twórców ekspozycji. Fotografie służą w tym przypadku pokazaniu, jak działała instytucja tajnej policji, są ilustracjami, nie samoistnymi dziełami.

Jednak bywa i tak, że zdjęcia komunistycznej bezpieki pokazuje się ze względu na ich wartości estetyczne. W opublikowanym w 2008 roku przez czeski Instytut Studiów nad Reżimami Totalitarnymi albumie Praga w obiektywie tajnej policji podkreślano siłę obrazów, które według twórców cechują się niezaprzeczalnymi walorami artystycznymi. Obrazy zostały opatrzone krótkimi podpisami zawierającymi tylko dane o miejscu i czasie wykonania fotografii. Nie towarzyszą im wyjaśnienia, kogo przedstawiają i w jakim celu zostały zrobione. Co ciekawe, na wystawie z 2009 roku pod tym samym tytułem takie informacje już zamieszczono.

Te dwa podejścia, edukacyjne i estetyczne, można uznać za przykłady modelowych sposobów odnoszenia się do zdjęć bezpieki. Wystawa „Jak fotografować?” sytuuje się w nieco innym miejscu. Jest refleksją nie tylko nad przeszłością tych obrazów, ale też nad ich teraźniejszością i przyszłością.

W czym szukać istoty zdjęć zrobionych przez Służbę Bezpieczeństwa? Na pewno nie w tym, że były zrobione potajemnie. Sama tajność fotografowania nie musi być naganna moralnie. Przeciwnie. Na przykład słynne ujęcia zrobione przez więźniów zatrudnionych w Sonderkommando, obsługujących komorę gazową, pokazujące palenie ciał pomordowanych w obozie koncentracyjnym Auschwitz, są przejawem heroizmu, walki o prawdę i pamięć. A przecież można mówić o ich formalnym podobieństwie do zdjęć wykonanych przez SB z tzw. punktów zakrytych. Również zostały zrobione potajemnie z wnętrza pomieszczenia, w tym przypadku komory gazowej, i ich brzegi są przesłonięte czarnymi marginesami.

WP_20141211_028a

 

Etycznie dodatnio oceniana jest także zazwyczaj praca fotoreporterów fotografujących z ukrycia przejawy niesprawiedliwości, nadużyć i terroru, żeby dzięki temu odsłonić prawdę i przyczynić się do poprawy życia pokrzywdzonych ludzi.

Inny przypadek: Walker Evans i jego słynna seria zdjęć pasażerów nowojorskiego metra z lat 1938-1941. Fotograf użył aparatu ukrytego pod płaszczem. Siadał naprzeciwko wybranych pasażerów i zwalniał migawkę przy pomocy wężyka ze spustem schowanego w rękawie. Zdjęcia powstawały w tajemnicy przed fotografowanymi ludźmi oraz policją, bowiem fotografowanie w metrze było zabronione. Dziś postrzegamy te obrazy jako przejaw dążenia do osiągnięcia jakiejś fotograficznej prawdy – Evans chciał uchwycić twarz człowieka w momencie, gdy nie skrywa się ona za maską, którą zakłada zawsze, gdy wie, że jest obserwowany.

To nie cechy formalne i tajność są najważniejszymi wyróżnikami zdjęć tajnych służb, ale intencje i cele tych, którzy je zrobili. Obraz nie zawsze wystarcza, żeby je odczytać. I o tym też jest ta wystawa.

Warto zwrócić uwagę na jeszcze jeden aspekt ekspozycji, który być może wykracza poza bezpośrednie intencje twórców, i zastanowić się nad jej miejscem w przemianach świadomości historycznej w Polsce. To, że wystawa „Jak fotografować?” powstała dopiero teraz, ćwierć wieku po upadku PRL, nie jest przypadkiem. Wcześniej takie podejście było niemożliwe. Musiał upłynąć odpowiedni czas i musiała zostać wykonana praca poszerzająca naszą wiedzę o działaniu systemu komunistycznego w Polsce. To nie znaczy, że wiedza ta jest już wystarczająca, ale osiągnęła taki poziom, i na tyle już przesączyła się do świadomości społecznej, że fotografie Służby Bezpieczeństwa mogą być wykorzystywane w kontekście innym niż czysto edukacyjny i naukowy. Po prostu można się do tej wiedzy odwoływać i w oparciu o nią tworzyć bardziej złożoną grę znaczeń. Podobnie było ze zdjęciami z drugiej wojny światowej i zagłady. Początkowo nie śmiano wykorzystywać ich inaczej niż w charakterze dokumentów i dowodów zbrodni. Do sfery sztuki trafiły później. Wrocławska wystawa jest chyba pod tym względem pierwsza. Ciekawe, co będzie dalej?

 

Wystawa „Jak fotografować? Wystawa zdjęć z archiwum IPN” w galerii Miejsce przy Miejscu we Wrocławiu, pl. Strzelecki 12, pokazywana jest od 28 października 2014 r. do 9 stycznia 2015 r. Kurator: Łukasz Rusznica, współpraca: Beata Bartecka, Hubert Kielan.

 

autor: Tomasz Stempowski


Dodaj komentarz

Witryna wykorzystuje Akismet, aby ograniczyć spam. Dowiedz się więcej jak przetwarzane są dane komentarzy.