„Vivian Maier, Amatorka” w Leica Gallery w Warszawie - Fototekst
Tomasz Stempowski | On 11, Maj 2014
U Vivian Maier jest wszystko! To może zbyt łatwo powiedziane po obejrzeniu tylko małego fragmentu jej dorobku, ale trudno oprzeć się właśnie takiemu wrażeniu.
Gdy przywołamy nazwiska fotografów, którzy najbardziej przyczynili się do powstania fotograficznego portretu Ameryki, przed oczami pojawia się nam jakaś określona wizja tego kraju. Lewis Hine, Weegee, Dorthea Lange czy Robert Frank – ma się wrażenie, że każdy z nich nie tyle obserwował i rejestrował, ile kreował własne Stany Zjednoczone. U Vivian Maier jest inaczej – u niej jest to kraj bardziej zróżnicowany niż u któregokolwiek z wcześniej wymienionych fotografów, jakby przejęła po trochu od każdego. Jest zapewne mniej od nich krytyczna, ale za to bardziej uważna. Może dlatego, że, jak się wydaje, Vivian Maier nie chciała oznajmiać żadnej prawdy, tylko ją sfotografować.
Vivian Dorothea Maier urodziła się w 1926 roku w Nowym Jorku. Jej matka pochodziła z Francji i w dzieciństwie Vivian kilkakrotnie przeprowadzała się i mieszkała raz tam, raz w Ameryce. W 1951 roku wróciła do Nowego Jorku, a w 1956 roku przeniosła się do North Shore na przedmieściach Chicago, gdzie przez kolejne czterdzieści lat pracowała jako niania. W latach 1959 i 1960 podróżowała, robiąc zdjęcia w Los Angeles, Manili, Bangkoku, Pekinie, Egipcie, Włoszech i na południowym zachodzie Stanów Zjednoczonych. Pod koniec życia żyła w biedzie. Przez pewien czas była nawet bezdomna. Dzieci, którymi się opiekowała, kupiły jej mieszkanie i płaciły rachunki. W 2008 roku pośliznęła się i uderzyła w głowę. Nigdy nie wróciła w pełni do zdrowia. Zmarła w 2009 roku.
Życie prywatne Vivian Maier jest bardzo słabo znane. Ludzie, którzy ją znali, wspominają, że strzegła swojej prywatności. W czasie poza pracą chodziła po mieście i fotografowała. Najczęściej używała dwuobiektywowego aparatu Rolleiflex na błony o kadrach 6×6 zm. Jedna rolka pozwalała zrobić 12 fotografii. Analiza tych negatywów wskazuje, że Maier najczęściej robiła jedno zdjęcie danego tematu, nie powtarzając ujęć, żeby później wybrać najlepsze. Jej niewątpliwy talent polegał też na tym, że potrafiła stać się jakby niewidzialna i podejść blisko ludzi, których fotografowała. Na jej zdjęciach widać, że stoi tuż przed nimi, niektórzy patrzą na nią lub w obiektyw. A są to bardzo różni ludzie, nie wszyscy wyglądają niewinnie. Vivian Maier nie bała się chodzić sama w miejsca, które, wydawałoby się, powinna omijać.
Po co Vivian Maier robiła zdjęcia? Nie wystawiała ich, nie publikowała, praktycznie nikomu nie pokazywała, a wielu nawet nie widziała (nie zrobiła nigdy ich pozytywowych odbitek). Z relacji tych, którzy ja znali, wynika, że nawet o nich nie rozmawiała. Matka dzieci, którymi się przez pewien czas opiekowała, była fotoedytorem w gazecie. Vivian nigdy nie powiedziała jej o swojej pasji.
Osobna sprawa, jak doszło do odkrycia jej twórczości. Dobrze, że do tego doszło, ale historia jest raczej smutna. Zdjęcia trafiły do obiegu, ponieważ Maier nie opłaciła pięciu pomieszczeń magazynowych, w których były przechowywane, i ich zawartość została zlicytowana. Takie wyprzedaże polegają na tym, że magazynek zostaje otwarty i można do niego zajrzeć, ale nie można wejść i sprawdzić dokładnie, co w nim jest. W przypadku Maier licytujący zobaczyli walizki. W ten sposób fotografie trafiły do lokalnego domu aukcyjnego.
Właścicielem największej części spuścizny po artystce jest John Maloof. W 2007 roku szukał ilustracji do książki o północno-zachodniej dzielnicy Chicago. Obchodził okoliczne wyprzedaże i aukcje w nadziei, że znajdzie coś interesującego. Na jednej z nich kupił za 400 dolarów pudło z fotografiami, których nie był w stanie przejrzeć na miejscu. Nie wykorzystał ich w książce, ale jakiś czas później zaczął je skanować. Zdjęcia były świetne, zafascynowały go, choć nie wiedział, kto je zrobił. Próbował to ustalić, rozsyłając skany przez internet. Poszukiwania zajęły mu kilka lat. Autorką okazała się nieznana amatorka Vivian Maier. Maloof zaczął zbierać jej zdjęcia. Obecnie jego kolekcja obejmuje od stu do stu pięćdziesięciu tysięcy negatywów, trzy tysiące odbitek, setki rolek filmów i inne przedmioty.
Spory zbiór posiada też kolekcjoner sztuki Jeffrey Goldstein. W jego skład wchodzi 17,5 tysiąca negatywów, 2 tysiące odbitek pozytywowych, 30 filmów i slajdy. To właśnie z jego kolekcji pochodzą zdjęcia pokazane na ekspozycji w Leica Gallery.
To ciekawa historia – jak z nieznanej nikomu amatorki udało się w ciągu kilku lat zrobić uznaną artystkę. Po raz pierwszy zdjęcia Maier zostały opublikowane w Internecie w lipcu 2008 roku przez Rona Slattery’ego, który posiada pewną liczbę jej fotografii. Także Maloof intensywnie starał się spopularyzować jej dorobek. W 2009 roku założył poświęcony jej blog. Zorganizowano wiele wystaw, ukazało się kilka albumów, w 2013 roku Jill Nicholls nakręciła dla BBC film dokumentalny Vivian Maier: Who Took Nanny’s Pictures, a na ekrany polskich kin wchodzi właśnie kolejna produkcja: Szukając Vivian Maier w reżyserii Johna Maloofa i Charliego Siskela. W rezultacie nazwisko fotograficzki stało się rozpoznawalne. Sława Vivian Maier wciąż rośnie, a wraz z nią… ceny jej zdjęć. Zasłużenie. Szkoda tylko, że ona z tego nie skorzystała.
Wystawa Vivian Maier, Amatorka w Leica Gallery w Warszawie (ul. Mysia 3) trwać będzie od 9 maja do 23 czerwca 2014 roku. Zaprezentowano na niej czterdzieści fotografii, przede wszystkim z lat sześćdziesiątych. Wnętrze galerii nie pozwala na eksponowanie większej liczby zdjęć. Szkoda, wystawa rozbudza apetyt, który nie zostaje zaspokojony.
Fotografie prezentowane na ekspozycji to odbitki kolekcjonerskie w edycji 15 sztuk, przeznaczone na sprzedaż. Wystawie towarzyszy katalog.
Szerszy wybór zdjęć można znaleźć na stronach kolekcji Jeffreya Goldsteina (tutaj) oraz kolekcji Maloofa (tutaj).
autor: Tomasz Stempowski
Dodaj komentarz